3 miesiące później
( Oczami Leny )
To już dzisiaj, wielki dzień. Dzisiaj nastąpi ten dzień kiedy powiemy sobie to sakramentalne tak. Kiedy połączymy się już na zawsze. Tylko ja i on, na zawsze. Sukienka przygotowana, buty też. Kosmetyczka i fryzjerka mają przyjść już za godzinę. Teraz siedzę w naszej sypialni, ze mną są Iga, Ola i Ania. Pomagają mi się przygotować. Mario jest u Marco, robią ostatnie poprawki, a Leo pilnują rodzice mojego prawie męża.
- Ola, ja nie mogę, denerwuję się. - westchnęłam.
- Oj Lenka, Lenka taka rezolutna dziewczyna jak ty i sobie nie poradzi - zaśmiała się moja przyjaciółka.
- Nie no dziewczyny ja nie mogę chyba.
- Ale Leny ty chyba go kochasz - powiedziała Iga.
- Nie no oczywiście, że kocham ale boje się tego, boje się że nic nie powiem.
- Lena będę obok ciebie - przytuliła mnie przyjaciółka.
( Oczami Mario )
Dzisiejszy dzień jest chyba tym najważniejszym na równi z narodzinami mojego synka. Dzisiaj złączę się z osobą, którą kocham ponad wszystko. Garnitur już odebrany, buty wypastowane. Jestem teraz u Marco z Łukaszem i Robertem. Chłopaki pomagają mi się przygotować i jednocześnie dają jakieś rady.
- Pamiętaj, jeśli ją skrzywdzisz to cię chyba zabije i nie ważne, że jesteś moim przyjacielem - ostrzegł mnie bardzo subtelnie Piszczu.
- Łukasz nie martw się, ja ją kocham ponad życie, ją i Leo. - tłumaczyłem się.
- No ja mam nadzieję - poklepał mnie po ramieniu - A tak na prawdę to życzę wam z całego serca szczęścia.
- Dzięki - uśmiechnąłem się.
- Nie no ja nie mogę, małolat Goetze ma już rodzinę i zaraz będzie żonaty, a ja nie - westchnął Robercik.
- Robert, to może trzeba się za to w końcu wziąć - podsunął mu Reus.
- No chyba masz rację Marco.
- No ale teraz zajmijmy się Mario - powiedział Łukasz.
- Racja, racja - przytaknęli mu pozostali.
Gdy już wszyscy byliśmy przyszykowani przejrzeliśmy się w lustrze.
- Nie no panowie powiem wam, że wyglądamy zarybiście - zaśmiał się Lewy.
- Co prawda to prawda Lewusku - przytaknąłem.
- No dobra Mario jedziemy zaraz bo limuzyna już po nas przyjechała - powiedział Marco.
- Tak już chodźmy panowie - zgodziłem się.
Wsiedliśmy w limuzynę, która czekała już pod domem Reusa i jechaliśmy do kościoła. Już za godzinę zmieni się moje życie.
***
- Lenka wyglądasz przepięknie - zachwycały się dziewczyny gdy byłam już ubrana, umalowana i uczesana
- Ale na pewno ? - pytałam.
- Na pewno - przekonywały mnie.
- Czyli Mario nie ucieknie sprzed ołtarza ?
- Oj Lenka nie ucieknie, nawet jakbyś wyglądała jak czupiradło. - zaśmiała się Ania.
- Mam nadzieję.
- No dobra dziewczyny limuzyna już na nas czeka, jedziemy - oznajmiła Ola - moja świadkowa.
- Tak, jedziemy - zgodziłam się.
Wsiadłyśmy do limuzyny i pojechałyśmy do kościoła. Oczywiście dziewczyny musiały mi wmawiać, że Mario nie ucieknie.
Gdy podjechałyśmy pod kościół nikogo nie było oprócz taty Mario, który miał mnie odprowadzić do ołtarza. Gdy zobaczył, że podjechałyśmy pomógł mi wyjść z samochodu.
- Ślicznie wyglądasz kochana - powiedział.
- Dziękuje panu - Uśmiechnęłam się
- Od teraz możesz mi mówić tato - uśmiechnął się.
- Dziękuje.
- No to Lenka idziemy, bo mój syn zaraz się zdenerwuje, że mu jeszcze uciekniesz - zaśmiał się.
- Nie, ja mu nigdy nie ucieknę.
- No ja myślę. A teraz chodź - podał mi ramię.
Ustawiliśmy się w wejściu do kościoła. Za nami szła Ola, która podtrzymywała mój długi welon. Zagrali marsz weselny, weszliśmy. Wszystkie oczy były skierowana w moją stronę. Przy ołtarzu dostrzegłam Mario, uśmiechał się do mnie. Ja też posłałam mu uroczy uśmiech. Gdy już podeszliśmy do księdza i mojego przyszłego męża, Jurgen przekazał mnie swojemu synowi i powiedział mu :
- Tylko jej pilnuj synu, ta dziewczyna to prawdziwy skarb - odszedł do ławki.
- Ślicznie wyglądasz - szepnął mi na ucho piłkarz na co się uśmiechnęłam.
Ceremonia się zaczęła, było pięknie. W końcu przyszedł czas na wypowiedzenie przysięgi.
- Ja Lena biorę sobie ciebie Mario za męża i ślubuję ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczę cię aż do śmierci - powiedziałam.
- (...) aż do śmierci - powiedział Mario. Wtedy na moich policzkach pojawiło się kila łez.
Potem ksiądz zwrócił się do Mario: Możesz pocałować pannę młodą.
Mój mąż wykonał to z wielka ochotą, wszyscy goście szaleli, bili brawo.
- Na zawsze razem - szepnęłam gdy wychodziliśmy z kościoła.
- I o jeden dzień dłużej - krzyknął gdy zostaliśmy obrzuceni ryżem i grosikami
- Wariat !
- Za to twój na wieki - wyszczerzył się
Gdy już wszyscy złożyli nam życzenia wsiedliśmy do naszej limuzyny aby pojechać na wesele. Oparłam głowę o jego ramię
- Lena Götze, ładnie brzmi - stwierdził
- Muszę się z tobą zgodzić, mężu - zaśmiałam się
- To już na zawsze ?
- Chyba tak...
- Coś mi się wydaje, że na pewno - uśmiechnął się uroczo i lekko pocałował w czoło.
Z przykrością stwierdzam, że to ostatni rozdział tej historii.
Bardzo się do niej przywiązałam, to był mój pierwszy blog.
Niebawem dodam jeszcze Epilog.
Pozdrawiam :*